-Leonku, wróciłam! - Lilia wołała na cały dom. - Wyjeżdam.
-Co? - oniemiałem - Na ile?
-Na zawsze... - powiedziała.
*****
Od tego dnia minęły 3 tygodnie. Spotkałem wspaniałą dziewczynę, Violettę. Poczułem coś do niej i od jakiegoś czasu się umawiamy. Dziś idziemy na naszą piątą już randkę. Podszedłem do pięknej dziewczyny.
-Hej, skarbie. - przywitałem się z moją dziewczyną.
-Hej, kotku. - odpowiedziała. Wtuliła się we mnie i razem poszliśmy w kierunku małego jeziorka w parku, przy którym się poznaliśmy. Usiedliśmy na małej ławeczce i wtuleni w siebie rozkoszowaliśmy się chwilą.
-Kocie.. - zacząłem. - Zamieszkaj ze mną. - wypaliłem
-Ccco? - zdziwiła się. Spojrzałem na nią wyczekująco. - Kiedy?
-Dzisiaj.
-Dobrze, Leonku. - zaśmiała się. Jest taka słodka. Przy niej potrafię cieszyć się z wszystkiego. Lilia była jedynie przelotną miłością. Tak, miłość zmienia człowieka. Wnioski, jakie wyciągnąłem zaskakują i mnie. Pojechaliśmy do jej domu, gdzie poinformowała rodziców o wyprowadzce. Zgodzili się. Oboje nie narzekamy na zbyt mały zasób... milionów? Nasi rodzice prowadzą razem firmę i cieszą się z naszego związku. Violka szybko się spakowała i po 3 godzinach byliśmy już u mnie.
***
Dziś Violetta kończy swoje 24 urodziny. Mam dla niej niespodziankę, chce się jej oświadczyć. W końcu jesteśmy razem już 2 lata. Poznałem tę ślicznotkę, kiedy miała 22 lata. Odebrałem kwiaty i pierścionek i poszedłem do domu wszystko uszykować. Moja księżniczka była u fryzjera, więc nie musiałem się o nic martwić. Przygotowałem kolację i czekałem na Violettę. Usłyszałem trzask drzwi. Wyszedłem na przeciwko nich, aby zobaczyć co stylistki zrobiły z włosami mojej princeski.Wyglądała niesamowicie. Miała rozjaśnione końcówki, a włosy pofalowane.
-Hej, skarbie. To dla mnie? - spytała
-Hej, koteńku. Tak, dla mojej pysi - zaśmiałem się i pocałowałem ją w policzek.
-To poczekaj, odświeżę się i zjemy, dobrze? - spytała z rozkosznym uśmiechem na twarzy. Skinąłem głową. Ona pobiegła na górę i po 15 minutach była na dole. Miała na sobie śliczną czarną sukienkę. Usiedliśmy i rozkoszowaliśmy się swoją obecnością. Po skończonym posiłku wstałem i podszedłem do niej. Wyciągnęłam pudełko z kieszeni i uklęknąłem na jedno kolano.
-Violu, znamy się już 2 lata. Jestem z Tobą naprawdę szczęśliwy. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - spytałem. W jej oczach zebrały się łzy. Pokiwała głową, na znak, że się zgadza. Wsunąłem jej pierścionek na palec. Podniosłem i okręciłem kilka razy.
********
Z Leonem już od 3 miesięcy jesteśmy małżeństwem, a dziś dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Usłyszałam trzask drzwi. Leon wrócił z pracy. Te 3 lata z nim były wspaniałe. Wiem, że będzie ich więcej. Szybciutko zbiegłam po schodach. Jednak zamiast mojego męża zobaczyłam tam jakąś brunetkę.
Była dość ładna, ale strasznie sztuczna.-Kim jesteś? - spytała- A tak, pewnie pomocą domową Leona. Tu masz moje walizki, zanieś je do jego sypialni i przekaż, że Lilia wróciła. - a więc to ona... jego była. Nie przejęłam się nią zbytnio. Podeszłam do ławy i sięgnęłam po mój telefon. -Nie słyszałaś? Ugh.. co za służba.
-Słyszałam, panienko i uważaj na słowa, bo zaraz możesz wyjść z tego domu. -. Ona prychnęła i usiadła na kanapę. Ja bez słowa podeptałam do naszej sypialni i wybrałam numer opisany ,,Mężulek <3'' Odebrał w natychmiastowym tempie.
-Coś się stało, kochanie? - spytał. Wie, że kiedy dzwonię do niego w godzinach pracy, to tylko z obowiązku.
-Tak, ona wróciła...
-Jaka ona? - zdziwił się
-Lilia! - krzyknęłam
-Jak to, gdzie ona jest?
-Chwilę temu siedziała u nas w salonie.
-Poczekaj, będę za 5 minut. - powiedział i tak się stało. Gdy tylko usłyszałam, jak jego auto wjeżdża na podjazd zbiegłam po schodach. Ona siedziała wygodnie czytając moją gazetę.
-O, jesteś. Zrób mi herbatę. - powiedziała, ale nie zdążyłam zareagować, bo do domu wprysnął Leon.
-Leoś! - pisnęła i rzuciła mu się na szyję. Jednak on ją odepchnął. - Leoś, co się stało? -spytała. -Wróciłam! - krzyknęła.
-Tak, wiem.. - powiedział oschle spoglądając na mnie przepraszającym spojrzeniem. Uśmiechnęłam się ciepło, wiedziałam, że to nie jego wina
-Teraz będziemy razem! Ale najpierw zwolnisz tę służącą. - wskazała na mnie. Ja z tryumfującym uśmiechem podeszłam do niego.
-Nie, nie będziemy razem. - odparł i objął mnie w talii swoją głowę opierając na moim ramieniu.
-Czemu?! Dlaczego obejmujesz służbę?! - krzyknęła zła.
-To nie jest moja służąca..- przerwała mu
-A kto?! Twoja kuzynka? - nie dopuszczała do siebie myśli, że on może mieć kogoś innego.
-Nie, moja żona, Violetta.
-CO!? Ożeniłeś się? - pisnęła.
-Tak i jestem szczęśliwy.
-AAle, to się da odkręcić. Nie macie dzieci, ty mnie kochasz...
-Ja cię nie kocham. - mówi wyraźnie zdenerwowany. - Wyjdź - prosi, a ona posłusznie opuszcza nasz dom.
-A odnośnie dzieci.. - zaczynam, kiedy ona wychodzi -..jestem w ciąży. - mówię i oczekuję na jego reakcję. Nie słyszę nic, ale czuję, że tracę grunt pod nogami. Leon bierze mnie na ręce i okręca wokół własnej osi. Po chwili czuję jak jego wargi dotykają moich. Czuję się tak wspaniale.
-Naprawdę? Nie masz pojęcia jak się cieszę! - szepce mi do ucha.
-Ja też. -śmieję się serdecznie. Kiedy emocje opadają, oboje siadamy na kanapie.
-Leon, co teraz będzie? No wiesz, jak ona wróciła. - pytam.
-A co ma być? - wzdycha. -Byliśmy razem bardzo długo, ale to minęło. Teraz jestem z Tobą i jestem szczęśliwy..- uśmiecha się w moją stronę. Słyszymy dzwonek do drzwi.
-Poczekaj, otworzę. - mówi krótko i wstaje z mebla obitego brązowym materiałem. Za drzwiami stoi... ona.
-Czego chcesz? - pyta oschle.
-Mieszkać tu. Mój adwokat twierdzi, że mam do tego prawo.
-Nie prawda.
-Prawda. Nie zakończyłeś naszego związku, a są dowody, że on istniał. Przed wyjazdem mieszkałam tu i nadal mam do tego prawo. Mało tego, mam prawo zamieszkać w pokoju, w którym mieszkałam, czyli w twojej sypialni -że co?! I ona będzie tu mieszkać?
-Ale to mój dom i nie muszę cię do niego wpuścić. - powiedział i chciał zamknąć jej drzwi przed nosem, ale ona była szybsza i weszła do niego. Zostawiła walizki i usiadła się na kanapie obok mnie, tak, żeby Leoś nie zajął już miejsca na tej kanapie. On jednak mimo wszystko podniósł mnie i usiadł, a mnie posadził na swoich kolanach. W jej oczach widziałam zazdrość.
-Ty.. - wskazała na mnie - ach, tak.. Violetko, zrób mi herbatę. - powiedziała.
-Ona nie będzie ci usługiwać. Nie może się przemęczać. - powiedział za mnie Leon.
-To że jest twoją ,,żoną'', to nie znaczy, że musi cały czas siedzieć. - mówiąc słowo żoną zrobiła cudzysłów z palców.
-To, że jest moją żoną niekoniecznie, ale to, że jest w ciąży owszem. -powiedział.
-Ona jest w ciąży?! Zrobiłeś jej dziecko!? - krzyczała.
-Mniej-więcej. Ale nie wyrażaj się tym ,,zrobiłeś jej dziecko'',bo to nie pasuje do sytuacji. Chcieliśmy zostać rodzicami, to nie była wpadka. - powiedziałam
-Kiedy był ze mną mówił, że nie chce mieć dzieci.
-To było z Tobą.Z Violettą jest inaczej. - powiedział. - Idziemy się przejść, Violu? - spytał. Skinęłam głową i po chwili, ubrani byliśmy w drodze do parku. Zawsze zmierzamy do jednego celu, naszej ławeczki nad jeziorkiem. Tu się poznaliśmy, tu rozkwitła nasza miłość. Pamiętam ten dzień doskonale. Chłopak ze mną zerwał.
Siedziałam na ławeczce i płakałam patrząc na zachodzące słońce. Po chwili poczułam, że ktoś siada obok.
-Ej, co się stało? - spytał jakiś chłopak swoim aksamitnym głosem. Spojrzałam na niego, był bardzo przystojny.
-Chłopak mnie zostawił. - wychlipałam wycierając nos w chusteczkę.
-Chodź tu - rozłożył ramiona. Wtuliłam się w niego bez zastanowienia. Przeszył mnie dreszcz. Przyjemny.. i to bardzo.
-Leon - wyszeptał.
-Violetta.
Nigdy nie zapomnę tego dnia. Kto by pomyślał, że to wszystko się tak potoczy? Jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i do tego spodziewamy się dziecka. Jestem taka szczęśliwa! Tylko wszystko psuje Lilia. Rozumiem, że miała jakieś nadzieje, ale nie powinna mieszać się w nasze małżeństwo.
-O czym myślisz, skarbie? - spytał mój mąż przytulając mnie do siebie i całując w czubek głowy.
-O tym, jak się poznaliśmy. - uśmiechnęłam się ciepło. Zaczęło robić się zimno, w końcu listopad daje o sobie znak. Powolnym krokiem wróciliśmy do domu. To co tam zobaczyliśmy, zwaliło nas z nóg...
Pod drzwiami stała walizka, ale nie jej, tylko MOJA.
-Tu masz walizkę, masz 48 godzin, żeby się wyprowadzić. - powiedziała. Zdenerwowałam się.
-Kochanie, spokojnie. Wyjaśnisz mi to, Lilio?! - krzyknął Verdas.
-Tak. Mecenas Vorde twierdzi, że mam prawo tu zamieszkać, ponieważ mieszkałam w trakcie naszego związku, który w oczach prawa nadal istnieje. Mam także prawo nie życzyć sobie, aby ktokolwiek inny oprócz ciebie tu mieszkał. - powiedziała. - Reszta twoich rzeczy jest nadal w szafie, przyślemy ci je pocztą. - zaśmiała się.
-Odpuść sobie! - krzyknął León. -Nie będziemy razem, nie ma takiej opcji. - zaczął krzyczeć. Zaczęło mi się kręcić w głowie, oparłam się o Leona. - Violu,co się stało? - wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni.. Były tam JEJ ubrania. -Spokojnie, kochanie. - pogłaskał mnie po policzku. Wyszedł z pokoju. Słyszałam, że rozmawia z kimś przez telefon. Po chwili wrócił.
-Z kim rozmawiałeś?
-Z adwokatem firmy. Ona ma prawo tu mieszkać, aczkolwiek, ty jesteś moją żoną i masz jeszcze większe prawo do tego. Może mieszkać tutaj, tylko do czasu,aż nie znajdzie sobie jakiegoś mieszkania, bądź jeśli my jej coś zapewnimy.
-Moje stare mieszkanie! - wpadłam na pomysł. On skinął głową i uśmiechnął się do mnie. Gdy trochę lepiej się poczułam, zeszliśmy na dół i podaliśmy jej kluczyki.
-Co to jest? - spytała.
-Klucze do twojego nowego mieszkania. Masz 3 godziny na wyprowadzkę. - powiedział Leon.
-Ale..
-Musisz się stąd wyprowadzić, jeśli zapewnimy ci mieszkanie. Ten apartament jest duży i w twoim stylu.
-I to było jej mieszkanie? -spytała widząc zawieszkę ,,V''
-Dostałam je od rodziców na 18 urodziny, ale nie wprowadziłam się tam, bo zamieszkałam z Leonem. - wyjaśniłam. Po 3 godzinach już jej nie było. Usiedliśmy razem na kanapie i odetchnęliśmy z ulgą.
*******
Od tamtego incydentu minęły 3 miesiące. Mój brzuszek jest już dość widoczny, w końcu to już 4 i pół miesiąca. 3 dni temu świętowaliśmy pół roku naszego małżeństwa. Dziś Lilia, zaprosiła mnie na herbatę w celu zgody. Jestem ciekawa o co jej chodzi. Leon był i jest przeciwny temu spotkaniu, ale umówiliśmy się, że zawiezie i odbierze mnie z niego. Ubrałam Jeansy i luźną bluzkę tuszującą brzuch. Wyglądałam w miarę. Ubrałam moją kurtkę i kozaki i razem z Leonem wyszliśmy z domu. Zawiózł mnie pod ustaloną kawiarnię.
-Nie martw się, będzie dobrze. - uspokoiłam go i pocałowałam. Weszłam do lokalu. Ona siedziała już przy stoliku.
-Witam -powiedziałam bez humoru.
-Hej, widzę, że dobrze się masz.. - powiedziała patrząc na mój brzuch.
-Tak. O co chodzi? - spytałam siadając na krzesełku. Herbata już stała na nim. Wzięłam łyk i spojrzałam na nią.
-Chciałam zapytać co u Was.
-Dobrze, a u ciebie?
-Też. Mieszkanie jest duże, ładne.
-To się cieszę, że się podoba. -powiedziałam - A teraz przepraszam, Leon czeka. - wskazałam na czarny samochód. Wyszłam z lokalu i skierowałam się do samochodu. Spokojnie dojechaliśmy do domu. Usiadłam na kanapie. Zakręciło mi się w głowie.
-Skarbie, co się dzieje? - spytał Leon
-Słabo mi trochę, to normalne. - powiedziałam.
-Zrobię ci herbatę. - powiedział i zniknął w kuchni. Moje spodnie zaczęły się zabarwiać na czerwony kolor. Cholera!
-Leon! Szybko! - krzyknęłam. On w ciągu kilku sekund pojawił się w salonie.Gdy mnie zobaczył szybko wyłączył wodę w kuchni i pojechaliśmy do szpitala.
*****
Badają ją już od 3 godzin. Dłużej nie wytrzymam. Po chwili z jej sali wyszedł lekarz.
-Proszę pana, co z Violettą Verdas? - spytałem
-A kim pan jest?
-Jej mężem.
-Ojcem dziecka?
-A kim niby! Oczywiście, że tak.
-Stan pani Violetty jest stabilny- powiedział jakby nigdy nic.
-A co z dzieckiem?
-Udało nam się je uratować. Pani Violetta dostała dawkę leków wczesnoporonnych. Jednak jest to 4 miesiąc i dawka, która została podana jest za mała.
-Mogę do niej wejść? - spytałem z ulgą.
-Tak. Wypiszemy ją jutro. - powiedział uprzedzając moje kolejne pytanie.
-Dobrze, do widzenia. - wszedłem do sali. Zobaczyłem moją kruszynkę, płakała.
-Cześć skarbie. - przywitałem się z nią.
-Hej - powiedziała łamliwym głosem.
-Ono nie żyje, prawda? - rozpłakała się.Czyli lekarz nie powiedział jej nic. Usiadłem obok niej na łóżku i objąłem ramieniem. Ona się we mnie wtuliła.
-Nie. Żyje, skarbie, żyje. - pogłaskałem ją po głowie.
-Naprawdę? - w jej oczach pojawiły się ogniki. -Już się bałam...
-Nie martw się, nasze dzieciątko przyjdzie na świat. Tylko tym razem nie spotkasz się z Lilią.
-To jej wina? Alle jak to?
-Dosypała ci czegoś do herbaty. - wyjaśniłem. -Jutro wrócisz do domu.
*******
-Leon! - krzyczałam na cały dom.
-Co, skarbie? - zjawił się obok mnie błyskawicznie. - To już? - spytał. Skinęłam głową. Wziął szybko moją torbę, a zaraz potem mnie na ręce. Po 10 minutach byliśmy w szpitalu.
*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-*-
-Gratuluję, to córeczka. - powiedziała kobieta w średnim wieku podając mi na ręce malutką istotkę
-Jest śliczna...
-Taka słodka. - dokończył Leon. Jestem taka szczęśliwa.
-Jakie imię państwo wybrali? -spytała położna, która wypełniała papierek, na którym wypisywala dane naszej pociechy.
-Michelle. - powiedział Leon.
-Witaj w rodzinie, Michi. - pomachałam malutką rączką córki z łzami w oczach.
********
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz